Krzysztof Korwin-Piotrowski – autor
Realizacja widowiska operowego na dziedzińcu Zamku Królewskiego na Wawelu to ogromne wyzwanie artystyczne, techniczne i logistyczne. Ważnym elementem tej układanki jest pogoda, na którą nie mamy wpływu. Tym razem wszystko ułożyło się jak dobrze przygotowane puzzle. Spektakl „Bona Sforza” na Wawelu okazał się dużym sukcesem. Reżyser Michał Znaniecki z kierownikiem muzycznym maestro Piotrem Sułkowskim stworzyli widowisko na europejskim poziomie. Jest to efekt współpracy Opery Krakowskiej z Teatru Petruzzelii w Bari, a także regionu Apulia i Województwa Małopolskiego z marszałkiem Łukaszem Smółką na czele.

(Edyta Piasecka, Łukasz Smółka – Marszałek Województwa Małopolskiego, fot. Marcin Bogacz-Noras)
Byłem na premierze 9 listopada 2024 w Operze Krakowskiej, ale nie wciągnęła mnie tak jak w tej plenerowej wersji, gdzie ważnym elementem była naturalna scenografia pięknie odrestaurowanego Zamku Królewskiego. Jednocześnie pamiętam znakomitą scenografię Luigiego Scoglio, która w powiązaniu z wyjątkowymi kostiumami zaprojektowanymi przez Małgorzatę Słoniowską, wspaniale oddawała klimat epoki. Tutaj ze scenografii włoskiego artysty pozostało niewiele, ale była potężna korona na scenie. Ważnym elementem akcji scenicznej stały się krużganki Wawelu. W Operze Krakowskiej mieliśmy zbudowane trzy mansjony. W lewym widać było młodą Bonę, w środkowym – tą rządzącą, a w prawym – kończącą swoje życie w Bari. Ciekawym zabiegiem jest śpiewanie po polsku, włosku i łacinie. Dobre są nawiązania do muzyki dworskiej.

(Karin Wiktor-Kałucka, Adam Sobierajski, fot. Andrey Rafael)
Na Wawelu krużganki wspaniale pełniły funkcję mansjonów czyli przenośnych scen. W średniowiecznych misteriach i miraklach umieszczano pomosty w różnych miejscach placu, rynku. Czasem były obok siebie, ale zasłonięte kurtynkami. Kiedy rozpoczynała się akcja w danej przestrzeni, odsłaniano kurtynę. Bywało, że akcja toczyła się równolegle w różnych mansjonach. Publiczność oglądała w każdym z nich jakąś część historii i dopiero wszystkie obejrzane sceny układały się w całą opowieść.
Libretto włoskiego twórcy Vincenzo de Vivo pokazuje epizody z życia Bony. Nie jest opowieść biograficzna. Są urwane wątki, które w sposób poetycki i metaforyczny przedstawiają losy Bony. Z tego powodu część widzów była trochę zawiedziona. Przypomniał mi się znakomity serial telewizyjny „Królowa Bona” w reżyserii Janusza Majewskiego, z wybitnymi kostiumami Barbary Ptak. Serial był kręcony głównie na Wawelu, w Malborku i Lidzbarku Warmińskim. Znakomite role stworzyli: Aleksandra Śląska, Jerzy Zelnik, Anna Dymna i Zdzisław Kozień. Tam wielu historyków dbało o każdy detal i ten film stał się kultowy. Dla większości odbiorców w moim i starszym wieku stał się wyznacznikiem odbioru postaci Bony, która została tam przedstawiona jako charyzmatyczna postać, wzbudzająca szacunek i czasem wywołująca lęk. To ona przejęła rządy w Polsce i znakomicie się do tego nadawała.
W operze „Bona Sforza” granej w Operze Krakowskiej, akcenty krakowskie i polskie zeszły na dalszy plan. Natomiast w inscenizacji na Wawelu wrażenie było inne. Na krużgankach z prawej strony odgrywane były sceny z Boną Wdową (świetna w tej roli Karin Wiktor-Kałucka) i zabawnym Pappacodą (Adamem Sobierajskim). Tutaj wybrzmiało szczególnie poszukiwanie testamentu Bony. Zabrakło jednak w libretcie mocnej sceny, kiedy sypialnia królowej jest rozkradana, gdy Bona umiera. Na krużgankach górnych widać było od czasu do czasu tancerzy w czarnych strojach. Symbolizowali złowrogie kruki.

(Inscenizacja „Bony Sforzy” na Wawelu, fot. Krzysztof Korwin-Piotrowski)
Na krużgankach z lewej strony widzieliśmy z kolei Bonę Księżniczkę, graną przez Paulę Maciołek. Trochę zbyt dużo było nerwowych gestów (narzuconych przez reżysera), ale bardziej przeszkadzały mi w wersji scenicznej w Operze Krakowskiej, a w potężnej przestrzeni dziedzińca Wawelu były już lepiej odbierane. Pozostaje w pamięci scena przelewania przez młodą Bonę trucizny do małych butelek i charakterystycznego potrząsania, aby dobrze wymieszać zabójczą miksturę. Bona była wielokrotnie oskarżana o trucie niewygodnych ludzi z jej otoczenia, łącznie z Barbarą Radziwiłłówną. Ataki na nią były tak silne, że po śmierci Barbary postanowiła wrócić do Bari.

(Edyta Piasecka, Jarosław Bielecki, fot. Andrey Rafael)
Największe wrażenie robiły jednak sceny z udziałem Edyty Piaseckiej jako Królowej Bony. Ta wybitna śpiewaczka europejskiego formatu, jest u szczytu swojej formy wokalnej, świetna również aktorsko i zachwycająca jako kobieta. Jej belcantowe śpiewanie znakomicie wpływa na pozytywny odbiór całego spektaklu. W pierwszym akcie prawie niewidoczna, staje się bohaterką drugiego aktu i przez większość czasu niemal nie schodzi ze sceny. Zygmunt Krauze wyznaczył jej potężne zadanie i wywiązała się z niego znakomicie. Najbardziej zapada w pamięć melodia z duetu z Zygmuntem I Starym (przekonującym Adamem Szerszeniem), ale też dużym wyzwaniem był duet z Zygmuntem Augustem (bardzo dobrym Jarosławem Bieleckim), kiedy „rozmowa” przechodzi w kłótnię. Wzruszająca jej chwila, gdy Bona śpiewa, tuląc młodego Zygmunta Augusta (Gabriela Golika). Dzięki tym sytuacjom i gestom Królowa Bona nie jest jakąś metaforyczną postacią, lecz kobietą z krwi i kości, która cierpi, martwi się, kocha, nienawidzi, rządzi i jest podejrzliwa. W pierwszym akcie w matkę Bony przekonująco wcieliła się Wanda Franek.
Muzyka Zygmunta Krauze stanowi duże wyzwanie dla artystów. Wszyscy zaangażowani soliści, a także chór i orkiestra wydobyli z niej to, co najlepsze. Chwilami z pewnością nie było łatwo. Muzyka współczesna stawia duże wyzwania, jednak doświadczony zespół, grający opery Krzysztofa Pendereckiego czy „Wandę” Joanny Wnuk-Nazarowej, jest na to przygotowany. Jedynie chwilami skandowanie chóru nie było idealnie równe, ale też wydaje mi się, że to prawie niemożliwe do osiągnięcia i trochę męczące dla słuchacza. Najbardziej autentyczne były krzyki artystów chóru, kiedy Bona wyjeżdżała z Krakowa. Były to obelgi pod jej adresem.

(Scena zbiorowa, fot. Andrey Rafael)
Po bokach na krużgankach z dwóch stron zwisały z góry białe szarfy. Wyświetlano na nich ciekawie przygotowane animacje (największe wrażenie zrobiła ta z majestatycznie ruszającym się ptakiem, wzmocniona przez taniec kruków na górnym krużganku). Pięknie były podświetlone przestrzenie zamkowe (reżyseria światła – Dawid Karolak).

(Brawa dla artystów, fot. Andrey Rafael)
Spektakl „Bona Sforza” dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury w ramach programu „Muzyka”, realizowanego przez Narodowy Instytut Muzyki i Tańca. Wystawienie „Bony Sforzy” na Wawelu doskonale wpisało się w uroczyste obchody Tysiąclecia Królestwa Polskiego. Kolejne wydarzenia planowane są niebawem. Inscenizacje „Bony Sforzy” zaplanowano jeszcze 6 lipca w Muzeum Ziemi Wiśnickiej w Nowym Wiśniczu i 8 sierpnia na Zamku Królewskim w Niepołomicach.
Bona, Królowa Wdowa | Karin Wiktor-Kałucka
Bona, Królowa | Edyta Piasecka
Bona, Księżniczka | Paula Maciołek
Izabela | Wanda Franek
Zygmunt I | Adam Szerszeń
Ettore Pignatelli | Sebastian Marszałowicz
Zygmunt II August | Jarosław Bielecki
Gian Lorenzo Pappacoda | Adam Sobierajski
Crisostomo Colonna /
Przedstawiciel Sejmu | Jakub Borowczyk
Marina d’Arcamone | Martyna Dwojak
mały Zygmunt August | Gabriel Golik
Barbara Radziwiłłówna | Teresa Żurowska
RELACJA NA FACEBOOKU
https://www.facebook.com/61569236194616/videos/748358274288664
Kierownictwo muzyczne | Piotr Sułkowski
Reżyseria (dramaturgia i inscenizacja) | Michał Znaniecki
Scenografia | Luigi Scoglio
Kostiumy | Małgorzata Słoniowska
Choreografia | Inga Pilchowska
Projekcje | Karolina Jacewicz
Reżyseria światła | Dawid Karolak
Przygotowanie chóru | Andrzej Korzeniowski, Joanna Wójtowicz
Asystent reżysera | Mateusz Makselon, Anna Popiel, Przemysław Ostrowski
Asystent kierownika muzycznego | Szymon Naściszewski
Inspicjent | Agnieszka Sztencel, Justyna Jarocka-Lejzak

(Edyta Piasecka, Krzysztof Korwin-Piotrowski, fot. Marcin Bogacz-Noras)

(Łukasz Smółka – Marszałek Województwa Małopolskiego, Rafał Stuglik – Radny Województwa Małopolskiego, Krzysztof Korwin-Piotrowski, fot. Marcin Bogacz-Noras)